wtorek, 14 listopada 2017

Rozgrzeszenie

(tekst może być wulgarny, jest zlepionym fragmentem wszystkiego co mnie dusi, a że jest prawie 5 nad ranem, a ja nie śpię już kolejną dobę...cóż... coś trzeba zrobić nie?)

Sama sobie go udzielę. Inaczej nie będę chyba umiała odzyskać samej siebie.

Od paru tygodni chora, w poczuciu zapomnienia, siedziałam, uciekałam do snu i pracy.
Powikłania? ah, można było się spodziewać. Tak to jest jak się nie przestrzega w milionie jebanych procent, wszelkich restrykcji. No mogłam wiedzieć, nie...?
Tak samo jak głupio postępuję wobec własnego zdrowia, tak samo głupio postępuję wobec swojego serca. Masol, co? Hej. przecież lubisz cierpieć...

Nadszedł dzień, sytuacja, w którym moje życiowe wartości których tyle czasu poszukiwałam, dla których kształciłam siebie, całe swoje życie- pierdolnęły. Bardzo w dosłownym znaczeniu.

Czy kluczem było to że to ja miałam decyzję? nie, teraz wiem że nic by nie zmieniło mojego samopoczucia. Mojego życia. Mojej natury. Ludzi na których trafiłam.

Póki nie udam się na dobre (dziś w nocy) na te złe łąki, powiem... muszę. Dziękuję.
Dziękuję Żuczkowi, bo bez względu na to jak bardzo będzie na mnie obrażona,  zła, rozczarowana, dzięki niej biorę się w kupę. Powoli, ale biorę. Serio. Dlatego tu jestem.
Żuczku, przesłodki, najwspanialszy- wiem że chcesz mnie zabić, powiesić, wpierdolić i zostawić wiszącą na nogi (w poszukiwaniu rozumu) ale.... Dziękuję.
Chyba nigdy nie wyobrażałam sobie kogoś kto w taki sposób byłby obok, chciałby.
Potrzebuję chwile czasu, ale ... gdyby nie Ty.. po tym wszystkim dziś?
Chyba siedziałabym w piwnicy, i była już bezdomna.
Nie starczy mi słów, by podziękować.

Evo, Tobie Kochana, za wszystko bardzo dziękuję również. Nawet nie wiesz ile te "zwykłe zdanie" czasem robi. Jedno zdanie a umie dać siłę napędową, za stu. A teraz gromadzę siłę za miliony, bo mimo wątłości.... i nie skończę. Ale dziękuję.

Wszyscy z pewnością złapiecie się za głowy. Co się stało, że medytacyjna pipa *tj.ja* rozpierdoliła się w tak beznadziejny sposób.

Dziś Wam nie powiem, spiszę to dopiero po wszystkim.
Ale... jestem już samotna w każdej strefie. Moja R, odeszła bezpowrotnie.
Nie ma żadnej drogi powrotnej.

Wiem że parę z Was pytało, ale nie czuję się teraz na siłach by pomagać i odpowiadać na Wasze maile czy komentarze.
Nie zapomniałam o Was, tyle że gdy człowiek nie ma siły zrobić herbaty czy umyć włosów, ciężko jest znaleźć siłę na podzielenie się czymkolwiek.

Mija mi 2 doba bez snu, jadąc na wygryzionej zielonej herbacie prawie do końca, ufam że wszyscy śpicie.
Znajdę siłę, obiecuję, ale potrzebuję jeszcze trochę czasu...
============================================
boże. CO ja pierdolę.

czwartek, 9 listopada 2017

O.N.A

Płaczę do pustych ścian, co za wstyd.
Byłam z kimś, jakiś czas- nie ważne już...

Sama.
Taki los.
Niekochana.
Taki los.

Wersja nocna. Z rozpacza na ustach i dłoniach.

środa, 8 listopada 2017

To na prawdę już koniec

Kolejny etap niespodziewanie zakończył się, z ogromnym przytupem.
Masol zostawiony sam sobie, ciekawe kiedy zaczną się z tego tytułu kłopoty.

Jestem bezwzględnie chora od 3 tygodni, a może już 4?
Szał..czekają mnie same zmiany.
Tylko i wyłącznie zmiany.

Dziś robię sobie sesje medytacji, taka na maksa. Muszę wyrzucić z siebie cała nienawiść, złość i inne negatywne emocje które zebrały się we mnie w ciągu ostatniej doby.

Żyje, ale co to za życie? Żadnego siniaczka, żadnego wpierdolku.
Łamie mnie to bardzo..chyba bardziej niż fakt tej pieprzonej straty.

Wylanym.

Wylaną dziś wodą dotykasz dna. Dotykasz dna. Pragniesz. Widzisz. Tęsknisz. Umiesz. Odchodzisz. Byłeś. Nie wrócisz.